Translate

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Indolencja i apatia

Tak, jednak mam doła. 
Nic na to nie poradzę i jakoś muszę odbić się z tego dna. Bycie osobą empatyczną nie jest zbyt zdrowe w tym świecie. Niestety. Ostatnio jestem świadkiem wielu bolesnych sytuacji, co choć nie chcę, wrzyna się w mój umysł, tworząc czarne myśli. To odbija się na moim samopoczuciu. Eh, do tego jeszcze ta indolencja i apatyczny stan. Czuję, że utknęłam w miejscu i ciężko jest mi zrobić jakikolwiek krok. Pieprzona rzeczywistość mnie nie oszczędza i ostro daje mi w kość. Nie jestem do końca pewna, ale ponoć stoicy uważali apatię za stan wolny od wzruszeń, który miał pozwalać na osiągnięcie pełni szczęścia. Pytam więc, gdzie to szczęście? Może go w ogóle nie dostrzegam zbyt głęboko tkwiąc w mroku własnych myśli, sama już nie wiem. Czuję się głupia i pusta. 
Dzięki Bogu, czy czemuś tam, mam wspaniałą przyjaciółkę, która świeci latarką w tym moim mroku. Pokazuje mi drogę wyjścia, a to naprawdę dużo. Staram się nikomu nie pokazywać swojej złej kondycji. Z reguły sama sobie jakoś dawałam radę, ale z roku na rok robi się coraz ciężej wychodzić z tego dołu. 
Przeprosiłam mój pamiętnik i z mieszanymi uczuciami przypomniałam sobie jego treść. To nie był jednak mądry pomysł. Nie w tym stanie. Znalazłam tam taki wpis:


Bo non omnis moriar
Póki carpe diem,
Ponieważ cogito ergo sum,
Muszę stawić czoło strapieniom
i krzyknąć agere contra!
Moje marzenia niespełnione 
pozostają w pamięci,
a na razie w ostateczności
pozostaje dance macabre...

Miałam wtedy dziewiętnaście lat i tak właśnie zbierałam siły. Dwa lata później zmarła moja mama i poczułam straszną pustkę, która trwa niemal cały ten czas. Przez ten okres przestałam chodzić do kościoła i powiększyło się moje zwątpienie w siłę transcendentną, jaką jest niejaki Bóg. Niektórzy powiedzieliby mi, że mój stan depresyjny spowodowany jest odejściem od Boga, ale to żadna prawda. Ja od niego nie odeszłam, po prostu czuję, że mnie opuścił. Z natury się nie narzucam, więc go unikam. Tak, chyba się nieco zagalopowałam pisząc o takich nieciekawych sprawach, jak stan mojej wiary. To dowodzi temu, że nie jest ze mną najlepiej. W sumie, to nieważne. Przeżyję... zresztą jak zawsze...


1 komentarz:

  1. Nie wiem jak Ci pomóc. Jedynie mogę tylko powiedzieć, że taki dół, beznadzieja każdego kiedyś dopadła lub dopadnie. Wierzę, że powróci Twój dobry nastrój. Nie poddawaj się. Napisałaś, że: "mam wspaniałą przyjaciółkę, która świeci latarką w tym moim mroku" - trzymaj się jej i nie puszczaj, takie osoby to skarb:) Codziennie rano, jak wstaniesz mów sobie, że dasz radę, spójrz w lustro i powiedz, że NA PEWNO DASZ RADĘ, a najlepiej to wykrzycz!!!!(wiem, że trochę dziwna rada, ale działa) Niech wszyscy wiedzą, że jesteś silną kobietą i nie dasz się "pieprzonej rzeczywistości"!!!! Liczę, że następny post będzie bardziej pozytywny :* Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń