Translate

niedziela, 7 lipca 2013

Wiśniowa maniaczka :)

     Zimna Zośka w ogóle nie była taka straszna, jak ją zwykle malują ogrodnicy, ponieważ nie przyszły coroczne przymrozki. Z tego względu mamy obfitujące w owoce lato. Ku mojej uciesze znajdujące się na podwórku za domem drzewka wiśni mocno obrodziły (po kilku latach marnej egzystencji), dlatego uzbroiłam się w miskę z postanowieniem stoczenia wiśniowego boju.
Nie jest to proste, bo należę do wysokich inaczej, dlatego dokooptowałam sobie towarzysza, czyli drabinę sąsiada. Fakt, brakowało jej dwóch szczebelków, ale lepsza taka niż żadna. Pomimo takiego uzbrojenia bitwa okazała się dość ciężka w praktyce, przynajmniej pierwsze starcia.
  • Po pierwsze, gibkie drzewa i niestabilność drabiny.
  • Po drugie, złe obuwie. Moja wina - japonki do wspinaczki na drabinę, a tym bardziej na drzewa się nie nadają, chybotliwość drabiny w tym nie pomagała - cóż człowiek uczy się na błędach.
  • Po trzecie, chaszcze pokrzyw wokoło drzew. Jednego mogę być pewna - reumatyzm mi nie straszny :) .
  • Po czwarte, chmara komarów i gzów, bo mieszkam nieopodal rzeki. Swędzących bąbli mam w bród, co doprowadza mnie do szału przy drapaniu, a owadów z tej rodziny na następny bufet nie zapraszam. :)
     No cóż, pech liczy do trzech, a raczej do czterech w tym przypadku, jednak ze mnie dzielny żołnierz i nie uciekam z pola boju. To dopiero jedna z planowanych bitew, a wiśniowa wojna będzie trwać do ostatniej wiśni. :)

1 komentarz:

  1. Wiśnie może trudno zebrać, ale jaki dżem będzie z nich pyszny. Nie wspominając o soku i kompocie :D

    OdpowiedzUsuń